3 turystyczne porażki w USA

3 turystyczne porażki w USA

photo-1427348693976-99e4aca06bb9O amerykańskiej tendencji udogadniania wszystkiego pod obywateli, którzy nawet czasem i na plażę wjeżdżają samochodem. 

Pamiętam to rozczarowanie, gdy będąc w Chinach, z wielkim przejęciem wjeżdżałam na teren mauzoleum I Cesarza Chin. Wreszcie miałam przeżyć to objawienie, zobaczyć odkopany niedawno grobowiec Qin Shi Huang z ok 7,5 tys. terakotowych wojowników. Nagle coś, co widywałam tylko na małych zdjęciach w podręczniku do historii miało w całej okazałości stanąć przed moimi oczami. Miałam dotknąć tego dziedzictwa chińskiego ludu, doznać mistycznego kontaktu z przeszłością.

Zamiast tego przeciskałam się przez tłumy chińskich, spoconych socjalistycznych wycieczek. Pod dachem hangaru, który w zasadzie znajdował się na parkingu, stali równiutko fotografowani zwykle z opcją “zoomu” wojownicy. Kilka metrów nad nimi biegł żelazny balkonik w kształcie litery L, który prowadził turystów do wyjścia.

Z moich doznań pamiętam wiele obskurnych płacht na jeszcze niewykończonych częściach i to, że musiałam kurczowo trzymać się barierek, żeby nikt nie zajął mi dobrego punktu widokowego. Ciągle starałam się zrobić jakieś porządne zdjęcie, takie bez czapki czy łokcia zdeterminowanego sąsiada. Jednym słowem kawał historii zamknięty w paskudnym, zatęchłym namiocie.

5975807112_ea2a0fc60b_bPodobny żal miałam do Amerykanów i Kanadyjczyków, gdy po raz pierwszy wylądowałam nad NIAGARĄ, którą zawsze wyobrażałam sobie w brazylijskiej, dziewiczej scenerii ….

O Matko! Czego ja nie nakupowałam: odstraszacze na komary, czapkę, nawet rękawiczki bo “przecież jak będziemy się przedzierać przez ten busz, to jakieś dzikie zwierzęta mogą mnie jeszcze napaść – mówiłam do męża, pakując asekuracyjnie podręczną apteczkę.

Do Niagary podjeżdżamy samochodem. W zasadzie widzimy ją już za bramkami przejśćia granicznego z Kanadą. Stoi dumnie i nienaturalnie pośród masy samochodów przygotowującej się do odprawy celnej a pasmem hoteli, kasyn, karuzel i sklepów. No nic, myślę sobie, człowiek potrafi…  bo jak wytłumaczyć ten nienaturalny twór w środku miasta. To tak, jakby ktoś celowo, w ramach zabawiania klienteli, odkręcił gdzieś kurek i sam zaaranżował tę turystyczną atrakcję. Jesteśmy wielcy! Człowiek, nie jest już mrówką lecz osaczającą mazią,

W powyższym przekonaniu utwierdził mnie nocny show, oglądany z hotelowej wanny, podczas którego Niagara świeci wszystkimi kolorami tęczy, a nad jej włosami rozbłyskuje tysiące fajerwerków.

6760645869_dc9096deaa_oKolejną amerykańską porażką w świecie atrakcji pt. “MuST SEE” jest doznania z jednej z największych ikon USA. Oblicza LAS VEGAS, bo o nim mowa, mogłam się domyślać po swojej casynowej inicjacji, którą przeżyłam prawie 7.  lat temu na Makau, gdzie tysiące filipińskich ogrodników i sprzątaczek przewalało swoją miesięczną pensję zarobioną w pobliskim Hong Kongu.

Za sprawą kina, kasyno zawsze kojarzyło mi się z elegancją, garniturami, szelestem eleganckich sukien i z klasą. Wydawało mi się, że to taka rozrywka z wyższej półki, zwykle rezerwowana dla bogaczy, którzy mają za co grać i nie boją się przegrać.

Rzeczywistość okazała się być bardzo groteskowa, bo na miejscu ani nie było “bramkarza”, który by zwrócił mojemu mężowi uwagę, że w sandałach nie może zasiąść do gry, ani nie było pięknych, zadbanych kobiet, bo większość graczy stanowili emeryci podpierający się laskami i wrzucający kolejne 5-centówki do automatów; a tym bardziej nie było powiewu klasy. Rozpacz, obraz upadku, obraz popularyzacji i powszechności, gdzie jednoręki bandyta czyha na każdego najmniejszego centa.

W Las Vegas, byłam 4 razy – i nie dlatego, że mi się tam podoba, tylko z obowiązku. To miasto na pustyni, z ulicą podupadłych ale ciągle remontowanych hoteli, które są świetną bazą noclegową w ciągu tygodnia (16 -30 $), pachnie kiczem i tandetą. Na około mnóstwo opustoszałych domów z zalanymi cementem ubikacjami – jako wyraz protestu i bezsilności właścicieli – bankrutów, którym banki zabrały wszystko po ostatnim kryzysie.

Jeżeli nie boisz się postawić poważniejszych kwot na bardziej luksusowy stół, który znajduje się na wyższych piętrach, o atmosferze wspomnianych starych filmów zapomnij. Przestrzegam również przed bezmyślnym wybieraniem tego miejsca na ślub, co jest modne wśród wielu niedoinformowanych Amerykanów, którzy po fakcie często wszystkiego załują. Jeżeli brać tam ślub, to tylko po pijaku.

5854379112_5156578643_oInną formą demitologizacji przeżyłam w Wielkim Kanionie, który jest cudem sam w sobie. Niestety to jak go zapamiętacie zależy od wielu czynników. Ilość turystów bowiem, którzy jak bydło idą jednym wytartym chodnikiem na około czerwonego zlewu, nie pozostawia wątpliwości kto jest w centrum Twojej uwagi… Nawet natura jest świadoma obecności człowieka (wszędobylskie, bezczelne wiewiórki same wyrywały kanapkę z ręki). Gdy pierwszy raz leciałam helikopterem nad tą wielką przełęczą, miałam już za sobą podobne doświadczenia np. z Kanionu Waimea na Hawajach, który uchodzi za miniaturę tegoż sławnego Wielkiego Kanionu. I powiem Wam, że doświadczenie z tym pierwszym, bardziej kolorowym i pełnym wodospadów był nieporównywalnie bardziej zjawiskowy.Mimo, że widoczność tego dnia była taka sama. Dlatego, jeżeli wahasz się, czy lecieć nad Kanionem czy nad np. Nowym Jorkiem lub nad Kauai, zainwestuj w to drugie. Po drugie jeżeli jesteś bez dzieci i możesz pozwolić sobie np na wielogodzinną wycieczkę na koniach, które zabiorą Cię w dół Kanionu (czyt. z dala od tłumów) lub spływ rzeką Colorado, wyprawa z pewnością będzie wspomnieniem na całe życie. A przynajmniej twój tyłek będzie ją pamiętał przez następny miesiąc. Doznania z tego miejsca zależą również od Twojego wyboru, z której strony będziesz go oglądać. Masz do wyboru zachodnią (West Rim) i południową (South Rim).

Stany mają wiele do zaoferowania, nie tylko finansowo, nie tylko rozwojowo ale przede wszystkim turystycznie. Nigdzie nie widziałam takich olbrzymich, rozległych płaszczyzn, niekończących się pól, kanionów, dziwnych tworów typu Badlands czy czerwonych ziemi jak w Monument Valley, do której zawsze z chęcią wracam. Ich narodowe parki za każdym razem zachwycają, zwłaszcza te na zachodzie kraju. Ww. turystyczne wpadki z założenia są piękne, niestety amerykańską tendencją jest udogodnienie wszystkiego dla leniwych Amerykanów, którzy nawet czasem i na plażę wjeżdżają samochodem. Takie miejsca jak Wielki Kanion, Niagara czy Las Vegas to ikony Stanów, które trzeba zobaczyć, jeżeli jesteś przejazdem, ale nie warto odkładać całe życie na ten jedyny cel. Niech będą przystankiem do bardziej wartych uwagi destynacji. Za te godniejsze uważam:  ww. Monument Valley (2 h drogi od Wielkiego Kanionu), Nowy Jork (jeżeli jedziecie od strony Kanady 😉 i Zion Park (2,5 h od LV).

W przyszłości powstanie osobny art. na temat LV oraz atrakcji, które z pewnością przymkną oko na ww. atrybuty.

Share

Comments

  1. Chyba wszędzie tak jest, że największą zmorą atrakcji turystycznych są… turyści 😉 Ale trochę trudno coś z tym zrobić, skoro samemu jest się jednym z nich w danej sytuacji 🙂

    • Tak, częściowo masz rację, trudno narzekać na pchły, gdy sam jesteś jedną z nich.
      Wydaje mi się jednak, że w wielu przypadkach można by coś z tym zrobić, Wspomniany hangar z Chin czy rozwiązanie z ubikacjami i flagami pod górą z głowami czterech prezydentów( Mt. Rushmore), można było inaczej zaplanować. 10 lat temu nie wiedziałam o co chodzi zbulwersowanej rodzince Amerykanów, którzy zjeżdżając z nami kolejką linową z Masady w Izraelu, przeklinali organizatorów, że ani tam straganu z napojami nie było ani klimatyzacji…ani cywilizacji…Dziś już wiem, bo widziałam, jak obsługuje się turystów w Stanach. Jak dzieci …

  2. Zgadzam sie z komentarzem w 100% plus dodaję do tego że wiele popsuć może też człowiek i wszędobylska komercja..
    Dla mnie LV od zawsze było definicją kiczu i jeśli ktoś nie zaciągnie mnie tam siłą to prawdopodobnie moja noga tam nie postanie 🙂 Ale zasmuciłaś mnie z tym Kanionem, bo jest to dla mnie pierwsze miejsce które chciałabym zobaczyć po przylocie.. Twoim zdaniem z której strony mniej turystów?

    • Droga Aniu, nie ma co się zarzekać, bo prawda jest taka, że warto takie miejsca odwiedzać, tyle, że trzeba wiedzieć czego się tam spodziewać. LV jest unikalne dla polskiego turysty, który wiele z kasynami nie ma wspólnego. Podzielam jednak i ja Twoje zdanie, co do określania tego jako wartościowe. Wielki Kanion potrafi być odludziem, tyle, że turyści z LV stadnie tam przybywający, lądują na tej bliższej, południowej krawędzi. Luksusem jest, jeżeli człowiek może zobaczyć obydwie czy nawet 4 krawędzie, do których trudniej dotrzeć, co gwarantuje Ci dziewicze i bardzo niezapomniane widoki. Z South Rim pochodzą najpopularniejsze zdjęcia Kanionu, bo z tego miejsca masz wgląd na ok 24 punkty widokowe, Północna część tylko na 3.

  3. Co do Niagary zgadzam sie- chociaz pierwsze wrażenie jak się patrzy na wodospad – zapiera dech w piersiach. Do tego z kanadyjskiej strony wygląda on o wiele piekniej. Cała otoczka wokół wodospadu- kicz, brzydota i tandeta. Spdziewałam sie cudu natury i faktyczniei – jest to cud natury zatopiny w totalnym industrialnym bezgusiciu.
    Las Vegas- moze sie nie podobac, ale jest napewno wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Jako całośc robi wrażenie i moim zdaniem warto zobaczyć dla samego doświadczenia.
    Wielki Kanion- podzielam Twoje spostrzeżenia z tym, że ponownie wykaże sie wyrozumiałościa dla organizacji tego miejsca. Jakby nie było- jest to instytucja turystyczna i jakoś zorganizowane to musi być. Może mogłoby byc lepiej, ale to są Stany a tam jak wiemy rządzi pieniadz. Turysta to pieniadz.
    Ja do Twojej listy dodałabym Nowy Jork. Miasto to było jednym z tzw dream destination. Rozczarowanie do kwadratu. Za to San Franciisco zachwyca absolutnie i gdymy mój mąż był bardziej elastyczny, gdybysmy nie byli rodzicami- z pewnością byśmy sie tam przenieśli 🙂

    • Nowy Jork ma wiele obliczy… zwykle jest brudny i ciasny, czego w teledyskach i filmach raczej się nie pokazuje… ale ten, kto go bardziej pozna, wraca tam za każdym razem z wielkim sentymentem… i na nowo go odkrywa. Do życia z rodziną wolę jednak inne miejsca…

      • to nawet nie chodzi o oblicza tego miasta-ja się spodziewałam seksu w wielkim mieście, spodziewałam się wielkiego WWWOOOOWWW a dostałam większą wersje Toronto z miejscami, które znam z filmów – to wszystko.
        Jedyny powód dla którego miałabym ochote wracać regularnie do NY to musicale na Broadway’u- te sa niesamowite i faktycznie robią mega wrażenie 🙂

        • myślę, że “Seksu w wielkim mieście” jest tam pełno, trzeba tylko choć przez chwilę zrzucić przeciwdeszczowy firmowy prochowiec turysty , trzeba mieć czas i towarzystwo, które pokaże Ci takie życie. Trzeba wiedzieć kiedy i gdzie iść i w jakim stroju. Żeby poznać tę twarz NYC trzeba tam być i kosztować bez pośpiechu.

  4. Mimo rozlicznych mankamentów, uważam, że i tak warto odwiedzić Stany. Komentarz trochę w guście “Nie wiem, to się wypowiem”, bo sama nigdy nie byłam. [*] Pozdrawiam ciepło! 😉

  5. Zaznaczam, że nie byłam w Stanach, są na mojej, dość krótkiej liście. Ale taką optymistka nie jestem i Niagara, ani Las Vegas mnie nie ciągnie, to, że dobrze te miejsca wyglądają w tv, to mnie nie przekonuje. Szkoda, że Wielki Kanion może rozczarować… No, cóż, chyba jednak, jeżeli pojadę to nie ominą Wielkiego Kanionu, może zobaczę go inaczej?
    Ja tam lubię przereklamowany Londyn… 🙂

    • Mamo droga… Tak jak pisałam w powyższym komentarzu to miejsce jest magiczne, zwłaszcza jeżeli masz luksus podróżowania bez dzieci i chęć eksplorowania go na nogach. Warto zobaczyć i przeżyć choć ja sama większym sentymentem pałam do Monument Valley – to jedno z tych miejsc, w którym można się zakochać… Wielki Kanion nie wywarł na mnie aż takiego wrażenia…

  6. Ja jadę na wczasy zawsze z małym “rzepem”, wiec wycieczki konne należy odłożyć…a i tylek nie lubię jak boli, wystarczyło, że bolał przez miesiąc jak urodziłam gagatka 😉
    Ja i tak najbardziej lubię Trójmiasto… tak summa summarum…

Leave a Reply to Mama z prądem i pod prąd Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Close