Potwierdzenie subskrypcji
Recent Posts
Syreną być…nowy trend w fitness i nowa atrakcja na Hotels.com
August 24, 2018
Jak ubiera się Amerykanka? Przegląd kobiecych strojów z USA.
March 25, 2018
August 24, 2018
March 25, 2018
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
To musiała być świetna przygoda! Ja niestety jeszcze nigdy nie miałam okazji żeglować. Koja nie wygląda szczególnie zachęcająco, ale jestem bardzo ciekawa, jak się śpi w takich warunkach.
Rzeczywiśćie, była to przygoda, nie wiem czy “przygoda życia”, ale trzeba przyznać, że zapamiętam ją na długo 😉 zwłaszcza ludzi, z którymi się pływało. Co do spania w kojach… zaskakująco było wygodnie, jak w drewnianej kołyssce 🙂
ojej, jak się cieszę, że żyjesz i jesteś cała i zdrowa, bo już stęskniłam się za Twoimi wpisami. Nie mam żadnych doświadczeń żeglarskich, ale nigdy nie wiadomo, co się w życiu przydarzy i takowe może się pojawią. Pamiętam natomiast swoje doświadczenia z nauki jazdy na nartach. Zaczynałam będąc już dojrzałą kobietą. Każda “ośla łączka” wydawała się przepaścią. Myślałam wtedy, co mi strzeliło do głowy? Mam jakieś deski na nogach, jechać z góry, ugiąć kolana, schować tyłek. Po co mi to? Dzisiaj jest to mój ulubiony sport i gdy mam zimą wolny czas, wtedy spędzam go na nartach.
Też się cieszę, że żyję… choć były momenty, że nie byłam tego pewna 😉 Polecam jednak, bo warto nieustannie doświadczać czegoś nowego w życiu. Zwłaszcza, że to co ewentualnie może być nieprzyjemne na statku, szybko się kończy. Co do jazdy na nartach, też mam swój debiut, który zakończył się złamanym kciukiem oraz lądowaniem na dole stoku, po drugiej stronie płotu. Ale co roku obiecuję sobie, że w końcu się nauczę i zacznę jeździć… Może po powrocie do PL, zabierzesz mnie na kilka lekcji 😉
Super przygoda, ale i tak mieliście luksus w porównaniu z naszym rejsem na Komodo w warunkach indonezyjskich. Tam było spanie na pokładzie, kąpanie i mycie tylko za burtą w słonej wodzie, bo słodka była tylko do picia, i tylko jeśli ją ze sobą zabraliśmy z lądu. Kibelek oczywiście spłukiwany kubkiem z morską wodą, w której w nocy świecił fluorescencyjny plankton, dodając magii prostym czynnościom fizjologicznym 🙂
Tutaj jest opis i zdjęcia, jeśli ktoś chętny:
https://orbitka.wordpress.com/2015/08/29/warany-z-komodo-i-rejs-po-indonezyjskich-wyspach/
Oj tak, widok tych delfinów w wodzie pełnej świecącego planktonu musiał być niesamowity. Chyba to najbardziej z Twojej relacji wydaje mi się niesamowite. W ogóle cały ten plankton. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Z tymi smokami też może nie miałam styczności ale obecność olbrzymich “legwanów” przy każdym śniadaniu, które czekały jak gołębie na swoją porcję, chyba mi wystarczy 😉 http://www.sailblogs.com/member/ashiya/?xjMsgID=53473
WOW!! Świetna przygoda! Nie wiem, czy sama bym nie wisiała za burtą jak Ty 😉 Niby płynęłam promem z Gdańska do Nynashamn w Szwecji i nic mi nie było, ale to chyba jednak nie jest to samo 😉
Może uszłoby Ci to na sucho 😉 Na całym pokładzie tylko ja wymiotowałam, innych tylko mocno mdliło… ale każdy walczył z zawiśnięciem za burtę jak o swój honor 😉 Ja podczas kilku swoich rejsów też nie wymiotowałam. Chyba wszystko zależy od nasilenia bujania.
Napatrzeć się nie mogę i jestem pod wielkim wrażeniem 😀 Ja bym nie wsiadła, bo mam okropną chorobę morską i żaglówki to uwielbiam- ale oglądać na zdjęciach 🙂 Oczywiście śledziłam wszystko na instagramie i za każdym razem jak widzę kolejne zdjęcia z przygody, to zastanawiam się – “gdzie ona będzie jutro?” 😀 a do mojego słoiczka z marzeniami dodaję kolejne miejsca w moim wieeelkim American Dream 🙂
Pozdrawiam z pełnego smogu Krakowa 🙂
🙂 Ja też podobnie powiedziałam mojemu mężowi, gdy zapytał czy mi się podobało. Bo rzeczywiście fajnie było… ale w podsumowaniu dodałam, że jednak jestem zwierzęciem lądowym ;). A co do mojego “jutra” … Kto to wie… od jakiegoś czasu wszelkie plany biorą w łeb. Jadę na fali “tu i teraz”. Ja Ciebie też ciepło pozdrawiam i życzę kolejnych fajnych pomysłów na druty i “szydełko”. Moje pociechy uwielbiają Twoje papcioszki myszki! 🙂 Jeszcze raz dziękujemy.
Jak wrócisz do Polski, to jestem pewna, że nie raz uda nam się wyskoczyć razem na narty.
no ja myślę Monique 😉
[…] na lodówkę, tym razem, w nawiązaniu do mojej ostatniej podróży, o której opowiadałam Wam w art. pt. Dlaczego powienieneś popłynąć w rejs… do domu zabrałam przepis na drinka “Painkiller”. Lekki drink na rumie, który już na zawsze […]
Wow! Niezła heca 🙂 Ale niezapomniane wspomnienia 🙂
Zazdroszczę ale tak pozytywnie, marzę by też wypłynąć w rejs… już od bardzo dawna… chyba od momentu , kiedy pierwszy raz obejrzałam “Titanica” 🙂
No Kasieńka i żebyś Ty widziała moją minę… ale mimo wszytko.. warto, powiadam Ci WARTO 😉
A co do Twoich skojarzeń z “Titanica”, no to kochana… nie wiem… sama już nie wiem, czy masz dobre te skojarzenia 😉 P.S. Miło Cię tu widzieć, mam wrażenie, że jesteś nową czytelniczką Papugi 🙂 Jak do mnie trafiłaś? I czy zostajesz czy szukasz jednak dalej ;)?